O czym jest nasze życie? Czy przychodząc na świat w określonym miejscu i czasie, w takiej a nie innej rodzinie, poza genami i uwarunkowaniami społecznymi dostajemy też zadanie do rozwiązania? Czy jest coś, co nas prowadzi, i jak dużo zależy od nas? Jeśli czasem zadajecie sobie takie pytania, koncepcja mitu życiowego w psychologii zorientowanej na proces może być dla Was inspirująca. Mit życiowy to rodzaj historii, która się poprzez życie wydarza, a jej główne elementy możemy odnaleźć w snach z dzieciństwa, w doświadczeniu chronicznych symptomów fizycznych, w powtarzalnych wzorcach relacyjnych czy uzależnieniach. Jaka siła organizuje te doświadczenia? W psychologii procesu pojawiają się nawiązanie do naukowych koncepcji i dawnych tradycji, a z nimi pojęcia takie jak „fal pilotująca”, „Sprzymierzeniec” czy „Wielkie Ty”. Choć mit nie determinuje naszego życia, jest obecny w postaci doświadczeń psychicznych, wyzwań i problemów, które na swojej drodze spotykamy. Odkrywanie własnego mitu pomaga w odnajdywaniu bądź nadawaniu sensu własnemu życiu.
Wybrane fragmenty z zapisu wykładu dr Bogny Szymkiewicz-Kowalskiej - „Mit życiowy według psychologii procesu”
dr Bogna Szymkiewicz: …. Takie dwie rzeczy, które mi przychodzą do głowy, to po pierwsze para wspomnień, bo tak mi się przydarzyło, że późne dzieciństwo i wczesną młodość spędziłam w rodzącym się wówczas Teatrze Ochoty u Machulskich, i to były niezwykłe czasy w moim życiu. A druga rzecz, to taka bardziej na tu i teraz, że jestem przyzwyczajona do prowadzenia warsztatów, czasem wykładów i one polegają na tym, że się jest w kontakcie z publicznością. Natomiast w tej sytuacji jest tak, że państwo mnie widzicie, a ja was nie. I to wszystko zmienia. To znaczy ja jakoś będę się starała odnaleźć w tej sytuacji. Tak sobie pomyślałam, że rzeczywiście inaczej jest, jak się występuje na scenie. Wtedy ta akcja się toczy tutaj, i sobie pomyślałam, że jak ja mam wszystko sobie przeorganizować w głowie, żeby tę moją zwykłą interakcję przenieść na tę scenę, to mogę się jakoś poruszać, dzięki czemu bardziej się poznamy.
Zostałam zaproszona do poprowadzenia tego wykładu, kiedy usłyszałam, jaki jest tytuł cyklu i natychmiast uzmysłowiłam sobie, że chętnie bym opowiedziała o koncepcji mitu życiowego psychologii procesu wg. Arnolda Mindella. A kiedy się zgodziłam na to, to dopiero potem zaczęłam się zastanawiać nad tym, co zrobiłam. Ta koncepcja w psychologii procesu jest stosunkowo płynna. Opowiem w ogóle parę słów o samej psychologii procesu. Pojęcie mitu życiowego jest bardzo atrakcyjne, głębokie i jednocześnie bardzo mało precyzyjne, i tak naprawdę od czasu, kiedy się właśnie zdecydowałam, żeby państwu o tym opowiedzieć do dzisiaj, tak chodzę i z różnych stron się temu przyglądam.
Myślę sobie, że ten nasz wykład będzie taki, że ja się z państwem podzielę tymi różnymi zjawiskami, czy różnymi refleksjami, które pojawiły mi się w trakcie myślenia o tym. Mówiąc najkrócej, ja bym chciała dzisiaj opowiedzieć o tym, że to wszystko, co robimy tutaj, na tej ziemi, ma sens, i że cała ta koncepcja mitu życiowego da się zawrzeć w takim stwierdzeniu, że jesteśmy wysłani na scenę, która nazywa się ziemią i mamy do odegrania, albo jeszcze lepiej do przejawienia, pewną opowieść, pewną historię. Ta opowieść nie jest jasna i my cały czas tak trochę improwizujemy. Nie jest świetnie napisana, rozpisana na role, ale też wydarza się, jak to bywa w improwizacji w teatrze, w którym może się zrobić coś nieprzewidywalnego. Tak można by to przedstawić najkrócej, a teraz chciałam powiedzieć, jak to się ma do psychologii, do psychologii procesu, którą się zajmuję, i mam nadzieję, że cała ta koncepcja stanie się później bardziej jasna.
Na początek chciałam się zapytać, kto z państwa w ogóle miał doczynienia z psychologią procesu? Pewnie dla tych osób, które coś na ten temat wiedzą, będzie trochę oczywistości na początek, ale chciałabym wprowadzić wszystkich. Mam wrażenie, że generalnie psychologia procesu jest częścią mojego osobistego problemu, mojej osobistej historii. Mianowicie ja się zajmowałam już psychologią naprawdę dobrych parę lat, skończyłam studia, zrobiłam doktorat i ciągle mi coś nie pasowało, a najbardziej to, że gdzieś tego biednego człowieka w całej różnorodności, ciągle się próbuje wtłoczyć w jakieś kategorie, które mi nie do końca pasowały. Oczywiście, jak tak patrzę z perspektywy na rozmaite koncepcje psychologiczne, to widzę ich głębię i mądrość, ale w tamtym momencie myślałam, że coś mi nie pasuje i miałam problem, żeby z psychologii zrezygnować, zająć się czymś innym, nawet miałam taki pomysł, że rzucę to wszystko. W życiu są takie momenty, że coś robimy, można powiedzieć przypadkiem. Mnie coś sprowadziło na warsztat, który prowadził jeden z ważniejszych w Polsce nauczycieli psychologii procesu i się zauroczyłam tą koncepcją, i o tym chciałam na początek państwu powiedzieć.
Psychologię procesu stworzył przede wszystkim Arnold Mindell, który jest fizykiem z wykształcenia i w pewnym czasie pisał pracę badawczą. Stypendium badawcze, jakie dostał dotyczyło odwracalności czasu w fizyce. To już samo w sobie jest trochę lekko szalone i można się zastanawiać, że coś dziwnego pewnie z tego wynikało. Jako naukowiec Mindell przebywał w Zurychu, gdzie zajmował się najpierw własnymi snami, potem analizą snów, a następnie studiował psychologię Junga, i wreszcie stworzył swoją własną koncepcję, która w tej chwili akurat od kilkudziesięciu lat się rozwija. Gdybym miała powiedzieć, tak jak ja to rozumiem, czym jest psychologia procesu?. Psychologia procesu jest pewnym sposobem opisywania doświadczeń w całej ich zmienności, i to doświadczeń subiektywnych. Jest wiele teorii psychologicznych, które starają się skategoryzować doświadczenia tak, żeby sprawdzać później, na ile do pewnego modelu pasujemy. Mindell szukał takiego języka, w którym by się dało opisywać subiektywne doświadczenia każdego człowieka inaczej, a jednocześnie zauważać pewne prawidłowości, które się tam wydarzają. Czyli, jeśli chodzi o sposób opisu, to jest opis przepływającego doświadczenia w określonej formie oczywiście, jest też praca z procesem praktyką i zarówno w pracy własnej nad sobą, jak i w pracy terapeutycznej, jest praktyką podążania za doświadczeniami, czyli raczej odsłaniania tego, co i tak się wydarza, niż narzucania czegoś, co byśmy chcieli, żeby było, co czasem wymyślimy z głowy. Praca z procesem jest pomysłem na to, żeby pozwalać różnym naszym stronom, różnym aspektom nas samych, przejawiać się jak najmądrzej, jak najpełniej, jak najbardziej świadomie, i jest wreszcie pewną postawą wobec życia. Mianowicie zakłada, że to, co, nam się przydarza, jest znaczące, że w tym wszystkim, co się dookoła nas dzieje, jest pewien sens, często trudny do uchwycenia, czasem bolesny, ale że gdzieś to, co się pojawia, nie jest tylko problemem, ale też sygnałem.
Tak naprawdę każdy problem, z którym się spotykamy w życiu, niesie w sobie zalążek rozwiązania, zalążek czy sygnał czegoś ważnego, co w naszym życiu chciałoby się wydarzyć. Dlatego przy takim założeniu podstawowym psychologia procesu jest dość precyzyjną metodą pracy, ponieważ uczy jak obserwować trudne doświadczenie, co to znaczy, że coś nam się pojawia czy wydarza, gdzie ono przepływa. Mamy bardzo różne strony tego, jak doświadczamy świata. Tak jak powiedziałam Mindell skończył Instytut Junga, w związku z tym oczywiście sny grają ogromnie ważną rolę w jego koncepcji, to, co się pojawia w snach, ale nie tylko. Mindell rozszerzył podejście jungowskie z takim przekonaniem, założeniem, że to, co się pojawia w naszym ciele również jest znaczące, bywa trudne, kłopotliwe, ale gdzieś w tym jest coś ważnego, bo za każdym razem, to, co się w ciele zdarza i pojawiają się kłopoty, niesie trochę inną informację.
Mówiąc najkrócej, przepływ doświadczeń Mindell nazywa procesem. Taki przepływ naszych codziennych doświadczeń, to, co widzimy, to, co słyszymy, to, co czujemy, to, co się pojawia w naszych relacjach, to wszystko są rozmaite doświadczenia, które zmieniają się z chwili na chwilę. I wszystkie są tym naszym strumieniem życia, właśnie nazywanym procesem, przy czym taka główna część koncepcji zakłada, że część tych doświadczeń, to są takie doświadczenia chciane. Każdy z nas ma takie doświadczenia, które są w porządku, dobrze – jestem tym, kim jestem, jestem taka, jaka chciałam być, czuję się tak, jak bym się chciała czuć, itd.
I są doświadczenia, których nie chcemy, i te doświadczenia nazywają się w psychologii procesem wtórnym, czyli to wszystko, co się nam przydarza, z czym się nie utożsamiamy, to, nad czym nie mamy kontroli, to, co jest mniej świadome, to wszystko jest częścią naszego życia, ale tą trudniejszą częścią, często nie akceptowaną. Założenie psychologii procesu mówi, że w tych nieakceptowanych kawałkach czy niechcianych, czy zaskakujących, tkwi ważny potencjał, że w tym, z czym się nie utożsamiamy, mieszkają ukryte możliwości, nie tylko trudności, kłopoty, ale jeżeli umiemy się do tego dobrać w odpowiedni sposób, to z tego mają się wyłonić takie energie, jakości, które otworzą nam pewne możliwości. To wszystko składa się na całość, którą jesteśmy.
Wszystkie doświadczenia, które mamy, psychologia procesu dzieli z grubsza na doświadczenia w trzech sferach. Mówi się czasem o trzech poziomach percepcji, trzech poziomach doświadczeń, trzech poziomach rzeczywistości, i część doświadczeń to są takie doświadczenia w języku potocznym, które są obiektywne. To znaczy coś, z czym się zgadzamy, że rzeczywiście istnieje, tak jak sobie tutaj jesteśmy, to w większości pewnie się zgodzimy, że to krzesło, które tutaj stoi, istnieje, podobnie je spostrzegamy, ono jest, jest taką materialną, realną, mówimy rzeczywistością. I to są tzw. fakty, w socjologii wiedzy mówi się o społecznie uzgodnionej rzeczywistości. W każdym razie to są te rzeczy, co, do których istnienia się zgadzamy, nawet, jeśli niekoniecznie mamy takie same opinie na ten temat, ale mamy poczucie, że właśnie tak jest zbudowana rzeczywistość.
Natomiast Jung przy tym się bardzo upierał, że to nie jest jedyna realność, w jakiej przebywamy jako ludzie. Dla człowieka, który przeżywa doświadczenia subiektywne, to jego doświadczenia są równie realne, a czasem nawet bardziej realne niż to krzesło, i jeżeli przeżywamy jakieś silne emocje, ból albo ekstatyczną radość, nawet, jeśli jej przedmiot nie jest zrozumiały dla innych, albo, jeśli inni jej nie podzielają, to będzie bardzo realne, rzeczywiste doświadczenie, a nie fikcja. Swego czasu powstał film, jaki telewizja szwajcarska zrobiła na temat Junga, w którym była piękna scena. Mianowicie jedna z jego uczennic opowiada o wykładzie, na którym Jung mówił, że jego pacjentka była na księżycu, i ona dorzuciła: ja byłam racjonalistką i myślę sobie tak, że albo ten stary człowiek zwariował, bo w końcu księżyc jest niezamieszkałym satelitą ziemi, co ona opowiada, przecież nie mogła być na księżycu, a on się upierał, że ona była na księżycu, i dopiero po jakimś czasie stwierdził – „no tak, dopiero zrozumiałem, że ona w ten sposób rozmawiając z nami, chciała nam pokazać realność życia psychicznego”. To, czego doświadczamy jest dla nas rzeczywiste, prawdziwe, realne, a w pracy z procesem ten obszar doświadczenia zwany jest krainą snów. Może, dlatego że sny są takim przykładem zjawisk z tego obszaru, które nie są do końca wspólnie podzielane, na przykład nieraz zdarzyło się mieć państwu taki sen, który jest trudno opowiedzieć. I np. w tym śnie pojawia się aligator, ale on nie jest takim całkiem aligatorem, bo trochę przypomina raka i widzimy go, czujemy, jaki on był, chcemy go komuś pokazać, i on się nie daje, bo nie pasuje, nie jest w tej uzgodnionej rzeczywistości, mimo że w naszym śnie był bardzo rzeczywisty. Właśnie w tej krainie snów są rozmaite emocje, takie doświadczenia, również doświadczenia cielesne, subiektywne, nie tak jak mówimy lekarzowi czy jak lekarz patrzy na nasze ciało, tylko jak sam czuje wewnątrz, również tutaj są pewne wzorce. My mówimy, że w tej krainie snów właściwie pojawia się to coś, co jest takim zarysem, schematem, takim rysunkiem czegoś, co później się przejawia w konkretnej, materialnej, realnej postaci w tej rzeczywistości uzgodnionej, do tego jeszcze wrócimy, mówiąc o mitach.
I wreszcie mówimy o esencji. Ten poziom esencji to jest takie źródło, z którego wszystko wyrasta. Jeśli chodzi o doświadczenie, to są takie doświadczenia poza słowami. Podczas, gdy w krainie snów czasem trudno jest znaleźć odpowiednie słowa, to tutaj wchodzimy w obszar doświadczeń, które się słowami w ogóle nie dają określić, i często są to doświadczenia na pograniczu mistycznych doświadczeń, gdzie mamy poczucie jakby takiego kontaktu z całością, ze wszystkim. Albo poczucie, że dochodzimy do istoty rzeczy na jakiś temat, albo z samego takiego rdzenia czy istoty, i teraz psychologia procesu nie dyskutuje czy ta esencja istnieje, albo czy jest bytem czy nie jest bytem, zajmuje się tym, czego doświadczamy. Wiadomo, że ludzie doświadczają takich rzeczy, doświadczają subiektywnych zjawisk, takiej głębi na poziomie esencji i tym się w psychologii procesu zajmujemy.
Tak, jak powiedziałam na początku, Mindell przeniósł myślenie jungowskie na to, co się dzieje z naszym ciałem i tutaj powoli będziemy się zbliżać do istoty mitu życiowego. Generalnie to, co wiąże, czy w jakiś sposób łączy psychologię procesu i psychologię jungowską to takie przekonanie, że to, z czym się nie utożsamiamy, co u Junga mówiło się o nieświadomości, co mieszka w nieświadomości naszej czy nieświadomości zbiorowej, w psychologii procesu mówimy to, co jest naszym wtórnym procesem, a nie tylko niepotrzebnym bagażem, stłumionymi impulsami. To coś jest mądre. Innymi słowy poza naszą codzienną tożsamością, naszym zwykłym ja, istnieje jakaś inna mądrość, która nas prowadzi, i ta mądrość nie jest do końca nam znana. Ona nam różne rzeczy podpowiada, ale jest w tym jakiś sens. Nie jesteśmy zdani na łaskę naszego małego rozumku, jest coś większego, co nas prowadzi. W pierwszej swojej książce w ten sposób mówił Mindell o ciele, że nasze ciało zawiera mądrość, która dopowiada coś do naszego jednostronnego spojrzenia na życie, bo z natury świadomość jest jednostronna – jak już wejdziemy w jakiś kanał, tak żyjemy, żeby to jakoś w miarę pasowało. Oczywiście bywa różnie, możemy być bardziej albo mniej otwarci, ale naturą tożsamości czy świadomości jest to, żeby podążać w jakimś jednym kierunku. Ciało w momencie, kiedy już się za bardzo zagapimy albo nie wykorzystujemy jakichś elementów, które są nam dane, zaczyna się odzywać, zaczyna się pokazywać, coś się przejawia w ciele. Jeżeli zaczynamy nad tym pracować psychologicznymi metodami, to okazuje się, że te doświadczenia subiektywne cielesne są podobne jak wzorce, które się pojawiają w snach.
Taki znany pierwszy przykład, o którym Mindell pisał to był przykład mężczyzny, który miał usunięty nowotwór żołądka, ale jego nadal coś bolało. Ten mężczyzna był szwajcarskim bankierem i na dodatek bardzo porządnym, solidnym, spokojnym. Funkcjonował właśnie w takich rubryczkach i mimo, że ten guz został usunięty, rozmawiając z Mindellem powiedział: :ale ja nadal czuję ból”. Na to Mindell zapytał, pracując tymi metodami, jakimi teraz pracujemy: „jaki jest ten ból”?. I wtedy ten bankier odpowiedział, że ten ból jest taki eksplodujący. I w momencie, kiedy zaczął więcej na ten temat opowiadać, to nagle spojrzał na Mindella i wyznał, że dzisiaj w nocy śniły mu się wybuchające wulkany. Te wzorce nie zawsze są tak spektakularnie podobne, ale tego typu opowieści nasunęły Mindellowi pomysł, że istnieje organizator w krainie snów, istnieje coś większego, co organizuje nasze doświadczenia i próbuje nam pokazać, że poza czymś, poza czym wydaje się, że jesteśmy, jesteśmy też czymś innym, że jest jakiś inny pomysł, inna energia, inna jakość, która chce się przez to nasze życie przejawić. Co ciekawe później Mindell wrócił do swoich zainteresowań fizyką kwantową, i o tej samej koncepcji, idei, mówił w kategoriach fizyki, odwołując się do kwestii falowo- cząsteczkowej i koncepcji, które mówią, że ta falowa funkcja jak gdyby jest częścią, która informuje cząsteczkę, czym ma się stać. Jednak nie będziemy wchodzić w szczegóły, bo musielibyśmy mieć bardzo dużo czasu na to, żeby do tych kwantów dotrzeć.
Natomiast innym sposobem opowiedzenia o tym, co się składa na naszą całość (tutaj wspomniałam o śniącym ciele i o tym, jak nasze doświadczenia cielesne uzupełniają naszą tożsamość), innym spojrzeniem na to jest koncepcja „Wielkiego ty”. Mindell mówi, że każdy z nas, na co dzień utożsamia się z jakimś kawałkiem siebie i to jest normalne, jest nam potrzebne, jesteśmy tym owym i czasem się zastanawiamy, kim ja tak naprawdę jestem, albo idziemy przez jakiś kawałek życia jakąś drogą albo jesteśmy w jakimś nastroju, który jest trudny, często bardzo mocno się utożsamiamy z tym, co czujemy na dany moment. „Wielkie Ty” jest spojrzeniem, które obejmuje jakby te wszystkie nasze kawałki i wszystkie drogi, którymi podążamy. Jest to też związane ze specyficzną metodą pracy, w której wykorzystuje się nasz związek z ziemią i kierunki. Otóż możemy spojrzeć na siebie i na nasze życie jako na całość różnych ścieżek, przez które przechodzimy. Kiedyś przeczytałam takie bardzo mądre zdanie u Jamesa Climana, wspaniałego jungisty, którego uwielbiam, że niektóre psychologie tak nas nakłaniają do tego, żeby poszukiwać, żeby dotrzeć do tego naszego prawdziwego ja, i on mówi coś takiego – ale ja nie ma żadnego innego prawdziwego ja, jak istniejesz w świecie, w różnych momentach, nie ma tej jednej ostatecznej treści, która się okaże czymś wreszcie prawdziwym. Ty jesteś prawdziwy, zarówno jak zakładasz maski i jak zdejmujesz tę maskę, i jak w jakimś momencie nie zdejmujesz, gdy jesteś wściekły, i wtedy kiedy jesteś zachwycony – to wszystko razem tworzy prawdziwe ja i „wielkie Ty”. To takie spojrzenie, które jest w stanie wszystko ogarnąć i objąć, czyli nałożenie się tych różnych naszych doświadczeń, różnych punktów widzenia. Jak ktoś z państwa się zna na matematyce, to tak jest w rachunku wektorowym, że mamy ten kierunek, w którym jestem radosnym, ekstatycznie globalizującym ludzikiem i potem mam ten kawałek, kiedy jest mi smutno i ciężko, i ten kiedy po prostu leżę i mi się nic nie chce, i ten kiedy jestem wściekła i wszystko razem jestem ja, i to spojrzenie, takie poczucie, które jest w stanie rzeczywiście to objąć, nie tylko intelektualnie, ale tak naprawdę: tak to ja. To jest właśnie to „wielkie Ty”. I teraz jak się to wszystko ma do mitu życiowego, o którym mieliśmy mówić.
Mit życiowy według psychologii procesu jest wzorcem podstawowych doświadczeń psychologicznych, z którym będziemy mieć doczynienia w życiu. Ten cały początek był potrzebny, żebym przybliżyła podstawy w takim spojrzeniu na człowieka, że to wszystko na tym się opiera, i teraz pojawia się takie założenie, że istnieje w tym wszystkim pewien wzorzec, że mamy do przeżycia jakieś doświadczenia, ale nie chodzi tutaj o doświadczenia typu, żeby, nie wiem, pojechać raczej do Rzeszowa niż do Krakowa, ale o doświadczenia psychologiczne, i każdy ma pewną porcję tych doświadczeń do przeżycia. W ramach tego wzorca istnieją pewne jakości czy pewne energie, z którymi, czy nam się to podoba czy nie, będziemy się w życiu mierzyć. Czy one są zapisane w genach, czy one są dane nam w rodzinie, czy dusza je ze sobą przyniosła, nad tym się możemy zastanawiać, ale doświadczenia w pracy z ludźmi pokazują, że takie zjawiska się pojawiają, i ten wzorzec można uchwycić w całości, w pewne twory pewnego obrazu czy wyobrażenia. Potem jeszcze będę mówiła, jak takie wyobrażenia pojawiają się np. we wczesnych wspomnieniach czy w snach z dzieciństwa czy właśnie w takich momentach takiego poczucia – aha, znowu o tym, znowu się mierzę z tym, takie poczucie, że są pewne właściwości, które cyklicznie nam się w życiu powtarzają i z którymi w bardzo różnych formach, a to w relacjach, a to w chorobach, a to w pracy, musimy się spotykać i mierzyć.
A teraz mam takie pytanie: kto z państwa lubi mity? Według wikipedii to są opowieści o otaczającym świecie, gdzie mamy historie Bogów, bohaterów, zjawiska paranormalne. Ważne jest tutaj dla mnie w tym myśleniu, że mit to jest historia, która się wydarzyła na początku czasu. Ona się nie wydarzyła w tym naszym linearnym czasie uzgodnionym, tylko wtedy, kiedy zgodnie z wieloma wierzeniami, coś się dopiero stawało i wyłaniało i w tym momencie tego wyłaniania pojawił się pewien wzorzec, który później my, jako ludzie kultury czy ludzkość, powtarzamy. Mity, pisze Campbell, są kluczami do naszych duchowych możliwości, właśnie dlatego, że one są zakorzenione w czymś głębszym, w czymś bardziej metaforycznym. Mity nie są dosłowne, to nie są seriale, gdzie rzeczy mają jeden wymiar. One są tym, czym są i są czymś innym. Mają właśnie ten posmak czegoś tajemniczego, i nie do końca zrozumiałego, bo zahaczają o to, co wydaje się być poza czasem wiecznym. I jednocześnie mity nie są statyczne, są udramatyzowane, w mitach zawsze są jakieś przeciwieństwa, jest jakaś opowieść, jakaś historia, jakieś rozwinięcie czegoś. Teraz, jeżeli mamy mit, jakąś historię, i odnosimy nasze życie do tej historii, czegoś, co dzieje się gdzieś głębiej, to często zdarza się, że wszystko robi się trochę bardziej zrozumiałe, że zaczynamy łapać sens na innym poziomie. A Hillman, pisząc o micie życiowym powołuje się na Greków, na Platona i Plotyna i do mitu, zgodnie z którym dusza, jak przebywa gdzieś tam w tych zaświatach, to wie, że ma przed sobą następną wędrówkę, i w ramach tej wędrówki ma coś do zrobienia, i w związku z tym, wybiera miejsce, czas, jest zrzucona w takie, a nie inne warunki historyczne, do takich, a nie innych rodziców, których potem kocha, nienawidzi, i robi to ta dusza, wiedząc, jakie ma przed sobą zadanie.
Jednak w momencie, kiedy się wciela w ciało to zapomina, po co tutaj przybyła, pamięć o tym niesie daimonion, jak to się czyta, to jest taka postać, która w przeróżnych kulturach się pojawia, coś, co nam towarzyszy, coś, co o nas dba w specyficzny sposób. Właśnie taki duch opiekuńczy czy taki wewnętrzny głos, którego zadaniem jest, żeby pamiętać, po co tutaj jesteśmy, co mamy tutaj do zrobienia. Grecy twierdzili, że to jest taka istota pomiędzy Bogami a śmiertelnymi, padają też porównania do chrześcijańskiego anioła stróża, który gdzieś się pojawia w ważnym dla nas momencie. Poza tym, odnosząc to do psychologii procesu, można powiedzieć, że to jest taki opiekun mitu życiowego, taka istota, czy jest to istota czy nie, są różne koncepcje filozoficzne na ten temat, czy to jest coś, co istnieje na zewnątrz czy coś, co istnieje tylko w nas, czy istnieje tylko w naszej psychice, czy rzeczywiście istnieją te inne byty, ale nawet, jeśli posłużymy się tym jako metaforą, to jest to coś, co opiekuje się naszą historią, żeby ona się mogła wydarzyć, opiekuje czasem w sposób ciepły i serdeczny, a czasem w sposób bardzo brutalny. Mindell w psychologii procesu używa innego pojęcia, odwołując się do koncepcji Indian południowo amerykańskich, tej koncepcji opisanej przez Carlosa Castanedę, że w naszym życiu pojawia się coś takiego, co możemy nazwać naszym sprzymierzeńcem.
Sprzymierzeniec zgodnie z pierwszą myślą, pierwszym skojarzeniem, to jest coś takiego, co nas będzie zawsze wspierało, i sprzymierzeniec taki czasem nas rzeczywiście wspiera, daje nam siłę, daje nam moc w momencie, kiedy nam jej brakuje. Jest trochę na zewnątrz, tak jak taki miś, do którego się przytulamy jak mama odchodzi w dzieciństwie, a który jest często takim pierwszym sprzymierzeńcem. Jest też wewnętrznym głosem, który pokazuje nam, czy jakby woła oraz pojawia się też w zupełnie innej formie, pojawia się jako coś, co nas wyrzuca z jakiejś drogi albo wrzuca na inną drogę. Mindell mówi o tym, że sprzymierzeniec jawi się w postaci naszych chronicznych dolegliwości, w postaci problemów, które mamy w relacjach. Taka siła, która jak gdyby nie pozwala nam iść zgodnie z tym planem naszej pierwotnej tożsamości, ale zmusza nas do czegoś trochę innego, czy jakby skłania do tego, żebyśmy wykorzystali jakieś inne energie. Właśnie dlatego, że sprzymierzeniec jest silną częścią, silną postacią, nie zawsze udaje się nam wykorzystać go w taki sposób, który będzie przyjemny, przyjazny dla świata, czasem nawet dla nas samych. Carlos Castaneda podkreśla, że w związku ze sprzymierzeńcem jedyną rzeczą, której nie możesz w życiu uniknąć, to jest twoja osobista moc. Albo ty ją weźmiesz w swoje ręce albo ona weźmie ciebie, albo nauczysz się z nią obchodzić i korzystać z niej w taki sposób, żeby to służyło, żeby to było przetransformowane, świadome, przytomne albo będziesz w miejscu porażki, ale nie porażki w sensie sukcesu światowego, tylko takiego poczucia niemożności, trudności. To jest właśnie ta moc, ten sprzymierzeniec, który zgodnie z tą koncepcją jakby skłania nas do tego, żebyśmy wykorzystali tak naprawdę inaczej cały swój możliwy potencjał. W pracy z procesem są różne sposoby odkrywania tego, jaki jest ten nasz indywidualny, życiowy mit, w jaki sposób możemy się do niego dobrać.
Pamiętajmy o tym, że to jest mit, w związku z tym nie da się go streścić. Ten obrazek często pojawia się na samym początku, ale żeby go zrozumieć on się musi rozwijać w czasie, potrzebne jest nam całe życie, żeby ten nasz mit życiowy przeżyć. Co za tym idzie, w ważnych momentach możemy obejrzeć go z większej perspektywy i zobaczyć, zrozumieć jakieś kawałki, jakieś fragmenty tej opowieści, często wielowątkowej, tak jak to w mitach bywa, która nam się rozwija, przejawia i wydarza. Mit życiowy, jakieś jego ważne elementy pojawiają się w snach i najwcześniejszych wspomnieniach z dzieciństwa i to niekoniecznie są takie bardzo znaczące wspomnienia. Dzisiaj, właśnie jak o tym myślałam, to sobie przypomniałam, że mam takie jedno wspomnienie z dzieciństwa, że jestem u mojej babci w małym mieszkaniu, i tam jest dywan z takim wzorkiem, i ja po tym dywanie skaczę na jednej nodze. Nie jest to żadne, powiedziałabym, wydarzenie na skalę światową, żeby to jakoś zaraz zapamiętać, nie mam wielu wspomnień z tego wczesnego dzieciństwa, i czasem te wspomnienia są takie oderwane i nie wiadomo, o co chodzi. I właściwie jak sobie dziś dopiero to przypomniałam, to pomyślałam, że skakanie na jednej nodze nie jest najbardziej stabilnym sposobem poruszania się po ziemi. A ja, jak stoję, to często w ogóle mam coś takiego, że z tym takim osadzeniem się miewam problemy. Często mam wrażenie, że udaję, że jestem osadzona w tej rzeczywistości, i dopiero dziś mnie olśniło, że coś jest w tym wspomnieniu, mimo, że ono jest, wydawałoby się, kompletnie banalne. O snach zaraz powiem troszkę więcej, ale też te energie, te właściwości, które mogą nam być potrzebne, pojawiają się również w chronicznych dolegliwościach, w uzależnieniach, w sytuacjach zagrożenia albo w trudnych momentach, czy wydarzeniach, pojawiają się jako coś, co nas wrzuca w trudną sytuację albo coś, co nam pozwala z niej wyjść, czy się wydobyć. Wciąż pracujemy w specyficzny sposób, właśnie nad tym wielkim krokiem wspomnianym, i szukamy kontaktu z ziemią i swojego miejsca na niej. A teraz powiem parę słów o snach i być może zrobimy tak, żebyście państwo mieli moment na zastanowienie się, bo ja tak dużo mówię, może i za dużo.
Sny, w różnych sposobach dochodzenia do nich i wspomnienia z dzieciństwa, są jak pocztówki z procesu, który się kiedyś wydarzał. Jung jak pisał o dziecięcych snach, to mówił, że są takie sny, które jakoś dotyczą sytuacji dziecka w danym momencie, a często te sny są zapominane, ale takie sny, o których się pamięta latami, zwykle zawierają jakieś elementy, które mogą być ważne dla nas. Czy radzenie sobie właśnie z tymi elementami jest dla nas ważne?. W snach z dzieciństwa są takie wątki, które się pojawiają. Ja tutaj wybrałam, np. latanie. Czy ktoś z państwa miał takie sny?. Są takie sny o lataniu, różne rzeczy za tym lataniem się kryją. Na pewno jest w tym element oderwania się od tej realnej, tzw. realnej rzeczywistości, element duchowości, element sposobu radzenia sobie ze zjawiskami, ale na tych dwóch pozostałych rysunkach, co się bardzo często pojawia w snach z dzieciństwa, to są właśnie duchowe wątki, to jest to, że po jednej stronie jest to małe dziecko, które jest małe i słabe, a po drugiej jest jakieś wielkie coś, i w snach z dzieciństwa są niedźwiedzie, wilki, diabły, czarownice, potwory, co zresztą jakby samo w sobie na pewno obrazuje sytuację dziecka. Dziecko jest malutkie, a tam różne rzeczy z tego świata są zwykle większe, ale też dziecko ma być w jakiś sposób kształtowane, ma w sobie potencjał, który często jest dość mocno upychany, tak żeby to dziecko było grzeczne i tak ma być, ale jest też coś, co nie jest grzeczne. Ta druga strona pojawia się jako coś, co jest groźne i straszne, bo oczywiście jest groźne dla tej grzecznej tożsamości, w tym jednym śnie mała dziewczynka wygląda przez okno, a na zewnątrz przelatuje kruk czarownica, i kruk czarownica ma ochotę ją porwać, i oczywiście w tym momencie dziewczynka się budzi i w związku z tym żyje, już jest przystosowaną osobą i mamy kawałek grzecznej dziewczynki, z którym się bardziej utożsamia, ale kruk czarownica nie daje spokoju i na różne sposoby będzie się w życiu dopychała, czy domagała tego, żeby w jakiś sposób tę energię również wykorzystać czy zintegrować. Drugi sen dotyczy małego chłopca, który idzie sobie przez las, czyli przez to, co nie do końca świadome i nagle wychodzi do niego miś, wielki, straszny niedźwiedź i znów mamy jakby podobną strukturę, takiego radzenia sobie z tymi energiami, które są trudne do zaakceptowania. To są takie energie (tu nie chodzi o to, żeby stać się potworem, co zresztą niektórym się zdarza, żeby przerzucić się na drugą stronę), taka dynamika pomiędzy tymi częściami się często w snach pojawia, ale też ukazują się zupełnie inne rzeczy, proste, banalne, natomiast właśnie takie, które zawierają w sobie specyficzne jakości czy energie.
Tak sobie pomyślałam, żeby zrobić chwilę przerwy, potem będzie jeszcze dyskusja, opowiem o innych sposobach przejawiania się mitu, ale może tak przez pięć minut każdy z państwa pomyśli teraz, czy ma jakieś sny, które pamięta z dzieciństwa? A jeżeli nie, to pierwsze wspomnienia. Właściwie nawet niewiadomo, dlaczego pamiętamy takie proste, pierwsze wspomnienia z dzieciństwa. One nie muszą być mądre ani znaczące i jak już macie coś takiego w głowie, żebyście mogli sobie państwo wyróżnić w tym dwa, trzy znaczące elementy, to mogą być osoby, to może być miejsce, przedmiot, kolor, atmosfera, cokolwiek. I potem przy każdym z tych elementów proszę pomyśleć, czym się ten element, ta rzecz, osoba czy cokolwiek by to było, charakteryzuje, jedna, dwie właściwości, to nie musi być mądre. Co państwu przychodzi do głowy?. Jakie to coś jest?. Jaką ma jakość, jaką ma energię w sobie?. Co najlepiej charakteryzuje?. Każdy niech sobie wyobrazi, i teraz musicie sobie państwo odpowiedzieć na takie pytanie: czy te właściwości, o których pomyśleliście w tym ostatnim punkcie, czy one się jakoś przejawiają w waszym życiu?. Jeżeli tak, to jak?. Czy się pojawiają wewnątrz czy na zewnątrz?. Czy jakoś mogą być znaczące?. Cokolwiek państwu przychodzi do głowy. Proszę, odwróćcie się do osoby siedzącej obok i porozmawiajcie o tym przez parę minut. Co wam się pojawiło czy coś się w ogóle pojawiło?. I czy to ma jakieś znaczenie?. Czy można powiedzieć, że się jakiś mit wyłania?. Czy państwo mają jakieś pytania w związku z tym ostatnim zadaniem?. Czy z tym, co zostało powiedziane do tej pory?.
Głos z sali: Pytanie mam takie, co mi się przypomniało, to taki traumatyczny sen, takiej nieudolności, zagrożenia, taki zjazd po równi pochyłej w sytuacji bardzo mocno zagrażającej. Oczywiście nie będę zdradzać szczegółów. I czy to się przejawia w moim życiu na różne sposoby?. Czy to jest, ta sytuacja, która mi się zapisała w ciele, w duszy i we wszystkim, która się odnawia?. Bo ten wzorzec się odnawia. Czy to jest część tego mitu czy to jedno i drugie jest tym samym, jeśli częścią tego, to, co to jest?.
dr B. Szymkiewicz: To wszystko zależy od tego, jakiej odpowiedzi szukamy, tzn. czy szukamy przyczyny, przy czym to wszystko razem jest jednym, czyli to jest traumą, której nikomu nie życzę, traumą, którą dobrze by było odczarować mitem. Czy ono się bierze z tego doświadczenia, które powiedzmy było bezpośrednią przyczyną? Czy ono się bierze z zaświatów? To pewnie przez tę koncepcję jaką sobie dodamy, ale myślę, że jest i jednym i drugim. Ja mam wrażenie, że często w takich snach pojawiają się kawałki realnych przeżyć, bardzo realnych energii rodziców, czy domu, czy wydarzenia, które miało miejsce i ono może mieć traumatyczne znaczenie, ale jest też w tym jakiś kawałek rozwiązania, jakaś metoda pracy ze snem, albo ze wspomnieniem z dzieciństwa, gdzie się szuka (ja lubię tak wracać) czegoś, czego tam brakuje. Ostatnio np. miałam taką osobę, która mówiła, że szczególnie w tym wspomnieniu z dzieciństwa ona była, jej mama, ale właściwie były tak strasznie osobno i ona się czuła bardzo samotna. Jak się zapytałam, czego tam brakowało, to ona powiedziała, że brakowało prawdziwej relacji, że właściwie w życiu jest tak strasznie mocno w relacjach, tak bardzo przyklejona do różnych relacji, że tak jakby cały czas szuka tego brakującego elementu. A była już bardzo dorosłą, dojrzałą osobą i stwierdziła: ,,Właściwie już dosyć, ja się nabyłam taka przyklejona, tak się już nasyciłam tym brakującym elementem”. Więc czasami jak ten wzorzec nie zawiera wszystkiego, co miało by być, tylko właśnie ma jakąś rurkę, która nas zasysa. Ale myślę, że jest, ja mam taką koncepcję, że to jest jednym i drugim, prawem i mitem.
Głos z sali: A ja chciałem zapytać a propos tych wydarzeń z dzieciństwa. To znaczy czy właśnie w tej koncepcji, czy w samej metodzie terapeutycznej, dlaczego przypisuje się tym wydarzeniom czy wspomnieniom taką wartość i czy chodzi o to, że to jest coś, co nas wyraźnie jakoś dotknęło, skoro to w ogóle teraz pamiętamy? A z drugiej strony, co z tego wynika dalej? Jakieś wprowadzenie powiedzmy zmian w życiu?.
dr B. Szymkiewicz: Ja myślę, że możemy różnymi językami o tym mówić. Możemy powiedzieć, że skoro to pamiętamy, to właśnie tak jak pan powiedział, że to jakoś nas dotknęło, mimo że nie wiemy jak. Może to być tak, że jak pamiętamy, coś tam jest i my na to coś projektujemy, jakieś właściwości, czy jakąś historię, ale jest jakiś powód, że akurat to pamiętamy, a czegoś zupełnie innego nie, czyli coś się chce. Pamięć w ogóle jest niezwykłą rzeczą, jak gdyby ja pracuję też z osobami, które tracą pamięć i wiem jak to jest jak później jakiś kawałek wspomnienia, nic innego nie zostaje, a zostaje jakiś okruch, który się opowiada w kółko. Zwykle, dlatego, że czegoś tam szukamy. I co można z tym zrobić? Pierwsza rzecz, która mi przychodzi do głowy, to taka, żeby nie traktować tego zbyt dosłownie, czyli właśnie pomyśleć sobie, że to gdzieś jest z jakiegoś powodu, że to jest raczej symbolem, lub kawałkiem mitu, niż tylko konkretem. Oczywiście czasami dobrze jest pracować nad konkretnymi wydarzeniami psychologicznie i to jak najbardziej, ale w tym ujęciu trzeba sobie pomyśleć ok., jeżeli to coś symbolizuje, chcę sobie pozwolić na to, żeby poszło. I czego to ode mnie chce? Co tam się jeszcze potrzebuje wydarzyć?
Głos z sali: Albo na przykład choroba psychiczna, czy można też o niej mówić, że jest takim sprzymierzeńcem, której nie potrafimy stawić czoła?
dr B. Szymkiewicz: Tak
Głos z sali: I ona nas niszczy, prowadzi do zagrożeń świadomości, tak można ją określić?.
dr B. Szymkiewicz: Tak, mówi się również o tym kategoriach uzależnienia, czy właśnie symptomów chronicznych. Uzależnienia bywają czymś takim, co bywa tragiczne w skutkach, ale też często jest tak, że na jakąś substancję rzutujemy jakąś swoją właściwość, nie umiemy z niej korzystać inaczej, umiemy się zrelaksować tylko po pierwszym kieliszku, a potem już nie po pierwszym, tylko po trzecim, czy następnym, i tą rozluźnioną część siebie możemy wykorzystywać tylko w takich momentach. I to jest niby potrzebne, ale ponieważ nie umiemy z tego korzystać świadomie, tylko właśnie z protezą, to to może być niszczące, mimo że w jakimś sensie fakt, że nas ciągnie do jakiejś substancji, jest sprzymierzeńcem, bo nam pokazuje, zobacz tam coś jest, tam jest coś ciekawego, tam jest coś potrzebnego, w tym stanie świadomości mógłbyś coś znaleźć, czy mogłabyś coś znaleźć, a jednocześnie nie da się z tego skorzystać, bo tej świadomości w tym nie ma, także w tym sensie to może być niszczące.
Głos z sali: No właśnie, kiedyś człowiek uzależniony od alkoholu, jak przychodził do tej poradni przeciwalkoholowej, w której pracowałam, to on powiedział, że szuka przyjaźni, i dopiero może poczuć, czym jest przyjaźń po alkoholu.
dr B. Szymkiewicz: Tak, my jak patrzymy z miejsca naszej przystosowanej tożsamości, to trudno jest to zobaczyć. I znowu, żeby nie popadać w nadmierny romantyzm, że wszystkie bóle, tragedie i trudne rzeczy są wspaniałe, ale gdzieś tam w tym potencjale, czasami udaje się odnaleźć kawałki tych energii, których nam brakuje, i sposobów, w jakim ten mit nam o sobie przypomina, właśnie poza tymi uzależnieniami i dolegliwościami, czasem się pojawia jako niezwykła okoliczność. Mieliście państwo takie sytuacje w życiu, że coś zmieniło bieg waszego życia? A gdybym nie wsiadła w ten pociąg, albo nie w tym roku pojechałabym na te wakacje, albo coś tam, to nie spotkałabym tej osoby, to coś tam. To są takie momenty, które się wydają takimi zwrotnymi momentami, czy to jest przypadek? Czy to jest właśnie ingerencja tego naszego anioła stróża czy jakkolwiek go nazwiemy? Trudno powiedzieć.
Głos z sali: Szukamy czasem takich ludzi, takich przypadków, dążymy do tego, żeby się spotkać, żeby się zetknąć…
dr B. Szymkiewicz: To też prawda, czasami jest w tym taki element jakby własnego dążenia, ale nieraz jest też tak, że rzeczywiście gdyby coś się wydarzyło w tym roku, a nie w tamtym, to bym nie spotkała tej osoby, a wtedy bym nie trafiła do tej szkoły itd. To są też jakieś przedziwne okoliczności, momenty, w których znowu w pracy praktycznej to, nad czym pracujemy, kiedy myślimy o różnych trudnych okolicznościach, przez które potrzebowaliśmy przejść, jeżeli sobie zadamy pytanie, co nam pozwoliło przeżyć, co nam pozwoliło przetrwać, co nam pozwoliło wyjść z opałów, bo skoro tutaj jesteśmy na tej sali, to znaczy, że z nich wyszliśmy, jakie by one nie były. Co powoduje, czy to było coś, co je umiejscawia w innych ludziach, czy to była ich pomoc, czy to był jakiś mój wewnętrzny głos, jakiegoś rodzaju wewnętrzna siła, która może mieć bardzo różny sposób pojawiania się. Dla niektórych wewnętrzną siłą jest to, że wpadł w depresję przez trzy miesiące i nie mógł wstawać z łóżka, i wtedy się coś urodzi, ale to coś takiego, co pozwala nam przejść przez trudne okoliczności, to też jest ważnym elementem nas samych, jedną z dróżek, które możemy złożyć jako takie nasze ja i jednym z kawałków mitu życiowego. Jest jeszcze jeden sposób patrzenia na nasz mit i na to, kim jesteśmy i jakie kawałki mamy do przeżycia. To jest taki rodzaj medytacyjnego podejścia związanego z ziemią, mi się skojarzyło swobodnie jak w tej opowieści, w micie, na który się powołuje Platon. On mówi, że każda dusza dostaje swój kawałek miejsca na ziemi, mówi też o tym w metaforycznym sensie, że istnieje kawałek porządku świata, który jest jej i jest dla niej. W pracy z procesem w ostatnich latach Mindell proponuje rodzaj medytacji związanej z poszukiwaniem swojego głębokiego poczucia „ja” i miejsca na ziemi, z którym nam się to poczucie kojarzy, miejsca, które jest jakby obrazem tego, w jaki sposób jesteśmy w głębokim kontakcie ze sobą. Miejsca na ziemi różnią się od ludzkich cech charakteru tym, że tam różne właściwości czy energie mogą być wielkie. Tak sobie pomyślałam o takich paru miejscach, które mnie jakoś zachwyciły w różnych momentach i jak czuję, że potrzebuję trochę przestrzeni, albo światła, to myśląc w kategoriach psychologicznych, to jest takie ściśnięte, ale jeżeli pomyślimy, że stajemy się jakimś kawałkiem ziemi, to możemy poczuć pewne właściwości czy pewne energie w sobie w dużo mocniejszy sposób, bo taki wulkan się nie przejmuje, czy jest za bardzo gwałtowny. Nie chodzi o to, żeby to wcielać w życie dokładnie w taki sposób czy w relacje, ale, że można poczuć, że jest się mocnym i mocno osadzonym jak góra albo wielkim jak morze, czy szalonym jak wiatr. To jest ten rodzaj poczucia siebie poprzez rozmaite energie, który nam pozwala zejść trochę głębiej na bardziej symboliczny poziom tego, jak się mogę w tym życiu przejawiać. Nie tylko w tej naszej codziennej krzątaninie, uzgodnionej rzeczywistości, ale właśnie bardziej w takim metaforycznym znaczeniu.
I tak na zakończenie, jak bym miała to w paru słowach podsumować, to powiedziałabym, że koncepcja mitu życiowego dotyczy doświadczeń psychologicznych, nie doświadczeń konkretnych, nie, jaką mamy pracę, ale w jaki sposób się tam czujemy. Nie chodzi o to, co robimy, ale jak, nie o to czy odniesiemy sukces w kategoriach kultury, w której żyjemy, ale czy wewnętrznie odniesiemy sukces w postaci poczucia sensu i tego, że wyrażamy siebie na różne sposoby, te, które są nam dane. Czy udaje nam się ten nasz charakter, te różne nasze strony przejawiać w życiu?
Mindell w jednej ze swoich książek powiedział, że podstawowy problem naszych czasów, to utrata kontaktu ze śnieniem. To znaczy, że żyjemy za bardzo po wierzchu, w tej krzątaninie, w tym załatwianiu spraw, że nie mamy kontaktu z tym głębszym poziomem, z tym poziomem wzorców, które nas do czegoś skłaniają, tą energią, refleksją trochę bardziej symboliczną, jak różne rzeczy robię w swoim życiu, a nie tylko gdzie się tam plasuję na tej drabinie, i co robię i czy to mi wystarcza, czy nie, i jak się wydaje takie zaglądanie do tego mitu życiowego, i przyglądanie się swojemu życiu właśnie w takich kategoriach trochę szerszych. Po co ta dusza tutaj została przysłana, i na ile w tej naszej codziennej tożsamości realizujemy to, co zostało przesłane, a co jeszcze się chce wydarzyć? Że to nam może pomóc w nawiązaniu takiego głębszego kontaktu, z czymś takim bardziej podstawowym, i może trochę bardziej w poszukiwaniu tego naszego własnego sensu. To ja tyle. Dziękuję państwu bardzo. Jeżeli ktoś ma jakieś pytania, to oczywiście jestem jeszcze do państwa dyspozycji.
Głos z sali: Ja przepraszam, mam pytanie trochę związane, chciałem zapytać o tę ostatnią pani książkę dotyczącą zranienia, i jak gdyby kwestii związanych z traumami itd.. W jakim kontekście te tezy się w tym sytuują? Jakby, jakie z tego wypływają wnioski?
dr B. Szymkiewicz: Koncepcja mitu jest dla mnie taką bardzo prywatną koncepcją, w tym sensie, że jeżeli ktoś chce sam czy sama szukać jak być bardziej w pełni, jakby opowieści o swoim życiu, to to jest przydatne w koncepcjach. Jeżeli patrzymy na kogoś i staramy się komuś narzucić nasz pomysł, jaki jest mit tej osoby, to zwykle nie wychodzi. Ja pracuję w centrum zdrowia dziecka, z dziećmi po urazach mózgu, po wypadkach, z rodzinami, których dzieci giną, albo są ciężko chore, nie wiem, i tutaj mówienie o tej historii czy o micie jest bardzo delikatną sprawą bycia etycznie. Jak o tym mówić? To, co ja mogę powiedzieć, to to, że widziałam rodziny, które w takich dramatycznych okolicznościach odnajdują siebie i odnajdują w tym pewną wartość, widziałam rodziny, które nie znajdują, ale znowu mówienie komuś, że to jest dla niego sensowne, to powiedziałabym, że to jest moralnie podejrzane.
Głos z sali: A ja bym jeszcze podkreśliła, że ta koncepcja odwrotna jest wokół, np. jako uczeń i niewolnik, bo tak społecznie jest przyjęte, że ta koncepcja inersolve czy jakiejś duszy ukrytej, jakiegoś, nie chcę podważyć istnienia duszy, bo to się odczuwa intuicyjnie. Natomiast że jest jakaś ja, jakaś lepsza, jakaś fantastyczna, jakaś wrażliwa, a tam na zewnątrz gdzieś ten świat ją tłamsi, i dopiero jakby odrzucenie tej koncepcji, że ona jest bardzo niebezpieczna, bo ludzie się bardzo gdzieś eskapistycznie łudzą…
dr B. Szymkiewicz: Ja chcę tylko powiedzieć o tym, co pani też wspomniała, jest też taki sposób myślenia, który jeżeli zostawimy takie bardzo indywidualistyczne myślenie, to myślimy sobie, że każdy z nas jest częścią większej całości, to czasem jest tak, że ktoś się pojawia i robi zamieszanie w środowisku, w którym nawet żyje bardzo krótko, wnosi coś i to wnoszenie może być wnoszeniem emocjonalnym, łącznie z dziećmi, które się nie rodzą, albo, które są poronione, bo one coś wnoszą, nawet, jeśli nie dla swojej własnej świadomości, takiego ja, to w środowisku, w którym się znajdą. Jeśli spojrzymy też na to, w taki sposób, to się okazuje, że się rysuje jakiś obrazek, i z pewnej perspektywy tam jest coś przerwane, istnieje mnóstwo tragedii realnych, bardzo dramatycznych sytuacji, i tworzy jakąś historię, inną niż byśmy chcieli, ale tworzy, to chyba tyle mogę powiedzieć. Podobnie też ma się sprawa ze zranieniami. Ja zresztą też o tym w tej książce pisałam. Jeżeli przechodzimy trudną sytuację, i potem sobie popatrzymy na to i powiemy ok., to był kawałek mojego życia, trudny, ale to też ja, i sposób, w jaki sobie radziłam, to też ja, coś się przez to zbudowało, świetnie, byleby nie narzucać tego innym, to tylko tyle mogę powiedzieć i też nie przesadzać z tym, żeby zaraz w momencie, kiedy nam się dzieje źle, jeżeli ktoś nas źle traktuje, żeby nie szukać w tym od razu głębokiego sensu, bo na początku dobrze jest, zdrowo jest się wściec, obrazić, oburzyć, chcieć się zemścić. Nie mówię, żeby zaraz to wcielić w życie, ale to jest dużo zdrowsze niż takie szukanie we wszystkim sensu.
Głos z sali: A ja mam w drugą stronę takie pytanie: czy poprzez świadome śnienie możemy kreować koncepcję mitu?
dr B. Szymkiewicz: Tak
Głos z sali: Czy to jest prawidłowe?
dr B. Szymkiewicz: Ja nie wiem, generalnie z tym mitem to jest tak, że jeżeli w ogóle mamy tutaj coś do zrobienia, to jest jakiś projekt, że to z czym się pojawiamy, czy to, pojawiamy się jako projekt, a nie jako ten ready made w niebiosach, tylko że jest wykończony produkt, projekt i jak to zostanie zrealizowane, to jeszcze się nie kończy, jeszcze może ulec zmianom. Nie tylko przez śnienie zaraz o tym śnieniu powiem, przez to jak wchodzimy w życie, to możemy też tam z tym projektem podyskutować, i są jakieś elementy. Ale, w jakich one relacjach ze sobą będą? Może w przyjacielskich? Ta dziewczynka z tą czarownicą? Albo może będą na dwóch biegunach? Albo będzie jednej więcej, to jeszcze niewiadomo, jaki się obrazek z tego wyłoni? Jednym słowem w życiu ten mit się realizuje, i może się przemieniać, ze świadomym śnieniem. Ja myślę jak to w mojej ulubionej opowieści o śnieniu w plemieniu Senoi, które co prawda mówią, że ten antropolog, który opisał to plemię i mówią, że nazmyślał trochę, że koloryzował. Jednak według tej koncepcji powstała cała koncepcja pracy ze snami. Dlaczego o tym mówię? Bo to jest takie plemię, które w Malezji żyło, żyje, i rzeczywiście bardzo blisko snów, i jak się komuś coś śniło, to rano się zbierała rada starszych i sen był opowiadany i od dzieciństwa mówili, co z tym snem zrobić. I tam były takie podstawowe zasady. Jeżeli się komuś coś przyjemnego śni, to podążaj w tym kierunku, jeżeli coś złego ci się śni, czy groźnego to musisz z tym zawalczyć, czyli jak małemu chłopcu się śni, że lew go atakuje i on się budzi z przerażeniem, to rada starszych się zbierała i mówiła słuchaj, jak cię lew zaatakuje, to możesz zawalczyć, rzucić w niego dzidą, możesz wezwać na pomoc innych wojowników, i teraz idź następnej nocy śnij dalej i masz teraz, z czym zawalczyć, i zgodnie z tymi opowieściami oni dużą część właśnie tych psychologicznych zadań rozwiązywali w snach. To było jedno z najbardziej pokojowych plemion, a jednocześnie nie takich „ciepłych kluch”, bo oni mieli moc, ale tę moc zyskiwali niekoniecznie wojując między sobą w uzgodnionej rzeczywistości, ale wojując, czy jakby zbierając ją w sobie w snach, i było coś takiego, że jak się komuś coś brzydkiego w snach powiedziało, to trzeba go było w miarę realności przeprosi. I ja myślę sobie, nie wiem czy tak jest, ale podejrzewam, że podobnie może być ze świadomym śnieniem. To znaczy, jeśli chodzi o pewne właściwości psychologiczne, które mamy, to możemy je sobie przerabiać, na tym głębszym poziomie snów i właśnie tak pracuje się ze snami, jak Jung pracował z aktywną wyobraźnią. Tutaj w tym miejscu dziękuję. Nie wiem czy odpowiedziałam na pytanie.
Głos z sali: Tak
dr B. Szymkiewicz: To jeżeli nie ma więcej pytań, to jeszcze raz bardzo dziękuję za udział i za wszystkie pytania, które były bardzo inspirujące.